Archiwum wrzesień 2004


wrz 29 2004 krzyk milczącej...chwili
Komentarze: 1

Czasami mam wrażenie, że Bóg celowo rzucił mnie na wiatr. Nie próbuje już nawet szukać drogi, bo nieuchronnie nadchodzi wielki koniec. Na pewno nie oddam się wam tak łatwo, na pewno będę jeszcze walczyć. Nikogo z was nie minie strach w starciu ze mną. Wiem, że spadam. Nie potrafię ukryć żalu. Nie mogę patrzeć na łzy bliskich mi osób i dlatego nie mogę już dłużej być. Nie mogę nikogo pociągnąć ze sobą. Spadam. Brakuje mi wszystkie co pozytywne. Jedyną skazą będziesz Ty. Bo ja już nie mogę ukrywać strachu przed Tobą. Dlaczego chcę skończyć to teraz. Zanim do czegokolwiek dojdzie. Za bardzo Cię potrzebuję, za bardzo pragnę Twojego szczęścia, dlatego nie możesz być ze mną w tej chwili. Dlatego zranię Cię teraz. Ale obiecuję to już ostatni raz. Ginę jak pies i nie wiem co mnie jeszcze chroni. Sama nie wiem co mnie tak bardzo zniszczyło. Potwór, ludzka nienawiść, czy może moja własna głupota... Często zastanawiam się w którym miejscu mogłam wybrać inaczej, żebym teraz mogła normalnie żyć. Chyba w żadnym... Chyba to ktoś inny kiedyś za mnie wybrał. Pierdolona marionetka.

n@ncy : :
wrz 27 2004 śmierć TO-NIE-MY
Komentarze: 2

Jestem cała odrętwiała. Leżę na dywanie i nie mam siły wstać. Bolą mnie wszystkie mięśnie. Każdy po kolei i wszystkie naraz. Mam zjazd. Mam kolejny pieprzony halun. Widzę Ciebie. Chociaż nawet nie wiem czy to Ty. Jakaś twarz. Ktoś. Przyszedł do mnie nareszcie. Jeśli jesteś aniołem, proszę zabierz mnie stąd. Zabierz mnie z tego pierdolonego świata bo ja już nie wyrabiam. Nie mam kasy na kolejnego spida a boję się co będzie dalej. Powoli skurcz ustępuje i zaczyna mnie telepać. Zastanawiam się czy jeszcze żyję czy już zdechłam. Nie mam siły nawet dopełzać do łóżka, chociaż twarda podłoga wbija się w moją skórę. Leże tak, nie wiem, może pół dnia. Gdzieś niedaleko mnie dzwoni telefon. Komórka podskakuje jak szalona, widzę ją, słyszę ją ale nie ma siły po nią sięgnąć. Moje ręce są z ołowiu. Całe ciało mam z ołowiu. Mam ochotę zabić osobę, która bezczelnie do mnie dzwoni rozrywając ciszę zalegającą wokół mnie. I wtedy nagle ogarnia mnie przerażenie bo zdaję sobie sprawę, że odejść jest dużo łatwiej niż żyć. A ja właśnie odchodzę... i wtedy nagle zbieram wszystkie swoje siły i próbuję wstać. Bo ja jednak, chociaż panicznie boję się życia to jeszcze bardziej boję się śmierci. Obiecuje sobie, że jeśli uda mi się wstać to pójdę dzisiaj do kościoła. Wstaję ale już nie czuję, że mam ciało. Nie czuje, że jestem. Nie ma mnie. Nie istnieje. To jakaś paranoja.

n@ncy : :
wrz 27 2004 psychodela
Komentarze: 1

Znowu dopada mnie ta paranoja. Jestem bezbronna wobec niej. Nie potrafię w rzeczywisty sposób znaleźć się znów. Nie wiem czy jestem, brakuje mi sił. Czas nieubłaganie plącze kroki i nie słyszę już niczyjego głosu. Tylko przerażającą, wszechogarniającą ciszę. Chłód mrocznego poranka, gdzieś na Syberii. Kiedy wszyscy śpią, modlę się, żeby ktoś mnie ochronił. Żeby wyciągnął z tego chorego stanu. Coraz bardziej odległe jest wszystko, uczę się ukrywać własny strach. Strach przed rzeczywistością. To wszechogarniające uczucie, które każe mi ćpać. Bo to jedyny znany sposób na uniknięcie kontaktu z otoczeniem. Ja chyba umiem umierać sama w sobie...

n@ncy : :
wrz 27 2004 podróż w głąb siebie
Komentarze: 1

Trudno jest nam być ze sobą, jak w tej piosence... czasami myślę, że my tak naprawdę nie jesteśmy, że nas nie ma. Nie istniejemy. Nie czujemy. Możemy się ranić, bo to i tak jest tylko film. Może to taki sen schizofrenika. Jakaś nasza chora rzeczywistość. Skrzywione odbicie w lustrze i kolejne wagony pociągu do niecodzienności. Dajemy sobie zajęcia nawzajem, zachwycające się swoimi ciałami, gestami, myślami...ale tak naprawdę nie istniejemy, bo nie czujemy. Ja nie czuję. Ciebie. Nie widzę. Bo nie mam dla Ciebie czasu. A Ty dla mnie. Bo to dzisiejsze popierdolone życie. Chciała bym być zawsze przy Tobie, może wtedy bym zrozumiała co jest prawdą a co nie. Może bym się pozbyła wątpliwości. Może byśmy sobie dali szanse... może...ale nie. Bo my musimy trwać w tym syfie codzienności. Bo tak wypada. I niepotrzebnie ręce do siebie wyciągamy. Mosty, które przerzucasz do mnie pod osłoną nocy, porywa poranek. Nie ma dla nas miejsca na tym świecie.

n@ncy : :
wrz 27 2004 re-fleksje
Komentarze: 0

Chwilami mam wątpliwości. Może ja wcale tego nie chce, nie potrzebuje... że to nie jest miłość w żadnym wymiarze. Dzisiaj uświadomiłam sobie, że mogło by go wcale nie być i żyła bym tak jak teraz. Takiego uczucia nie można nazwać miłością. Jak go poznałam wcale nie myślałam o związku, szukałam przyjaciela, wiedziałam.... inaczej - myślałam, że z jego strony też tak jest. To on zaczął. To on się zakochał. Chociaż w to też mi trudno uwierzyć. Nie wiem czy jeszcze kiedyś on będzie dla mnie dużo znaczyć. Coraz bardziej rysuje się w mojej głowie myśl, że naszych dwóch światów nie da się połączyć, bo „spacer po szkole to szaleństwo, łóżko jest dla nas za banalne, a ludzie w klubie są nieciekawi” Dlaczego, pytam? Bo są normalni? Bo są tacy jak ja? My chyba nigdy nie pokonamy tych dni ciszy, które są między nami... kolejna smutna historia. Nie czuję, że warto starać się, a powinnam? W takich chwilach zastanawiam się po co ludzie są przy nas i po co my jesteśmy przy nich...

n@ncy : :