Archiwum listopad 2004, strona 1


lis 17 2004 toksycznie.
Komentarze: 3

Jest ciągle ten sam niekończący się dzień. Dzieci oślepione słońcem biegają po czarnym podwórku i rzucają w siebie stalowymi kamieniami. Wszystko dookoła jest piękne, czyste, idealne aż do bólu. Bólu, który z każdym dniem przybiera na sile, rozwala papierową czaszkę. Ludzie stoją w szarym szeregu, w kolejce po wieczne życie. Nikt na nikogo nie patrzy, każdy widzi tylko siebie, swoje ubłocone buty, które gubią się na idealnym chodniku. Ciszę rozrywa dziki jęk psa, który dostał od jakiegoś dzieciaka kamieniem. Słychać śmiech i wycie wiatru. Tryumf nad słabszym, głupszym, biedniejszym. Chora radość, która sypie się z ust jak kolce. Jak strzały, które wbijają się w świadomość. Mosty łamią się pod naporem idealnych fal ludzkiej nienawiści. I tylko jeden oszołomiony pies, tak mały, że porywa go bezbarwna woda, ścieki z fabryki ideałów. A małe zło ucieka przed nami pokazując drogę do domu. Do domu, w którym mieszka nienawiść a  stamtąd nie ma już odwrotu, tylko można dalej trwać, bez gruntu pod stopami, bez zmysłów, bez myśli... Oddać swoje życie nicości. Od tak, po prostu. Bo nie trzeba się nikogo prosić o pomoc. Bo można założyć maskę i tak żyć... na pustyni....w morzu przemocy... samemu...bez tożsamości...nie klękając przed nikim, tylko przed sobą.

n@ncy : :
lis 16 2004 myślę, że nie stało się nic.
Komentarze: 4

boję się wymawiać słowo

zmiany

przez ten cholerny strach

że nic nie zmieni się

na lepsze.

 

przez moje życie

przebiega dreszcz niepokoju

głupia, mówisz?

znowu oglądam się za siebie.

n@ncy : :
lis 16 2004 chcę i dostaję.
Komentarze: 2

Biegniemy za czymś. Jakiś ślad, jakaś wizja i już muszę to mieć. Zdjęcie w gazecie. Must have. Idę. Kupuję. Rzucam w kąt. I tak ze wszystkim. Konsumpcja to słowo, klucz to nowoczesności. Miejskie trendy. Odwieczny lans. Generacja Nic. Tak siebie nazywamy. Idę za tym wszystkim. Ja też chcę mieć nieźle. Mam. To już nawet nie jest radość. Jakieś nieopisane uczucie. A w sumie nawet nie uczucie. Tylko takie sobie po prostu – nic. Nawet nie marzę, że można czuć coś więcej. Niepotrzebnie złudzenia w garści trzymam. Brakuje mi tylko czystości myśli. Gdzieś ją zgubiłam po drodze. Biegam, biegam w kółko. Za szczęściem, za tymi krótkimi cennymi chwilami. Za swoim ogonem. I nagle ktoś mnie bezczelnie potrącił, na chwilę staję. I już wszystko robi się takie oczywiste. Wystarczyło się tylko na chwilę zatrzymać. To czego tak bardzo chcę, mam. Gdy się stanie dużo łatwiej złapać za swój ogon. I już nigdy. Nigdy go nie wypuścić. Czuję, że umrę z uśmiechem na twarzy.

n@ncy : :
lis 14 2004 śmierć ToNieMy.
Komentarze: 5
Krzywy uśmiech Boga w krzywym świecie, stworzonym krzywymi palcami. Wymazany kolor, wygięte linie i rozmyte kontury. Szklane granice, które nie pozwalają na żadne ruchy. Zero kształtów, tylko prochy. Wszędzie białe działki, gramy, kreski. I tylko potrzeba więcej, więcej, więcej... Sztucznie wymuszony śmiech prowokowany nicością. Schematy. Ogromne doły bez wyjścia. Brak świadomości na świat. Słowa bardzo prawdziwe. Przerażająca myśl ilu z nich już odpadło. Kiedyś jeden tok myślenia, słabe osobowości spłonęły z czasem. Na szarym chodniku rozrzucone plastikowe woreczki po śmierci. Ich czas już minął. Wyruszyli jako przegrani by jeszcze przegrywać. To, co życie nam daje, nie zawsze warte jest zagarnięcia. Ktoś podsuwał nam małe zło, ale my nie mogliśmy go zrozumieć, więc sięgaliśmy po duże zło. Bo tak łatwiej. Bo nie trzeba było przekraczać chorych zasad, ani słuchać czyjegoś pierdolenia. Mówiliśmy na to –alternatywa. "Wszystko ma swoje priorytety." A teraz życie jest jak sen schizofrenika. Same krzywe obrazy, zalewane przez łzy tych co zostali. Co przetrwali. Czas założył czarny płaszcz i nigdy go już nie zdejmie, tak samo jak tamte dni, one też nigdy już nie wrócą.
 
Los sam wybiera. Bezkompromisowo jak hera.
 
Telepie mnie. Nie wiem dlaczego. Wierzę..
Inaczej. Chcę wierzyć, że mam TO już za sobą.
n@ncy : :
lis 14 2004 ostatni kolor.
Komentarze: 4

Szaro. I tak jakoś... smutno? Może... Siedzę. Przede mną porozkładane książki. Powinnam się uczyć. W dłoniach kubek ciepłej kawy. Dookoła pełno pięknych przedmiotów, które z takim pietyzmem gromadziłam wokół siebie. Pełno ludzi. Wyselekcjonowanych. Zadaje się tylko z tym z kim chcę. Ale nie z kimkolwiek. Bo wszyscy są gdzieś. Mogą mi pomóc. Mówię Nie. Jestem na Nie. A Ty...?            

Tak? Error. Brak opcji ‘Tak’.

 

Przykro mi. Nie przechodzisz do kolejnego etapu. Wspominałem już? Jestem na Nie. Za mało się starałaś skarbie. Za szybko dorosłaś żeby uleczyć się z niewinności. Możesz być z siebie dumna. Nie sprzedałaś duszy diabłu. Nie ty. Ale teraz poczuj co to samotność księżniczko.

 

Są chwile gdy wolałabym martwym widzieć Cię.

Sama obok siebie jestem znowu Tu. W jakimś cholernym zmyślonym świecie utopionym w kubku wcale nie słodkiej kawy.

n@ncy : :