Archiwum listopad 2004, strona 2


lis 12 2004 cień najpiękniejszych dni.
Komentarze: 3

To takie dziwne. Pustynia uczuciowa. Nawet nie myślę o tym, że można czuć więcej. Skupiam się tylko na sobie. Tak bardzo na sobie. Zmieniam się. Poważnieje. Nic nie biorę.  Nawet nie muszę. Chyba już się do tego wszystkiego przyzwyczaiłam. Coraz więcej mam. Coraz dalej idę. I tak już będzie zawsze. Dalej pozuję. Zawsze to robiłam. Tylko teraz inaczej. Bo naturalność to bardzo trudna poza. Dobrze się czuję. I o to chyba chodzi. Tylko jestem przemęczona pracą. A fotki są coraz lepsze i uśmiech jakby coraz bardziej mój.

I nikt nie powie mi, że lepiej mogło być. 

n@ncy : :
lis 08 2004 pokolenie nic.złość.
Komentarze: 3

Unikam. Po prostu rzygam na świat, w którym ludzie robiąc byle co wmawiają sobie, że właśnie uczestniczą w budowaniu nowej, wspaniałej rzeczywistości i powinni wszystkich całować po tyłkach, że dany im był ten zaszczyt.

 

Nie chcę. Umrzeć płytko. Emocjonalno-myślowa pustynia intelektualna. Nie mamy w rękach żadnej wolności. Żadnej. Mylimy się bardzo. Na każdym kroku palimy setki bzdur a marzenia spisujemy na kartce. Co by ich nie zapomnieć. Plastikowe, ta? I może jeszcze ktoś mi się dziwi, że robię tak, a nie inaczej. Zarabiam. Mówisz, że co? Że sprzedałam się konsumpcji? A tak. Właśnie tak. Ale nie brzydzę się. Wtedy każdy by się musiał siebie brzydzić. Bo tak samo jak ja, tak ty, tak oni wszyscy... Wbijam w takie ideały.

To banał. Jednak sama w nim prawda. Przyznasz. To MY. To pokolenie dzieci Pierwszych Polskich Kapitalistów. Dla nas ta błyszcząca powierzchnia. Bo tylko ona się liczy. Nowy REBEL.

n@ncy : :
lis 07 2004 krzyk który wciąż sni.
Komentarze: 1

Ja przecież żyję obok was. W kolorowym pudełku przewiązanym aksamitną czerwoną wstążką z napisem „sukces”. To naprawdę niepowtarzalne opakowanie. Urzekające. Ludzie nie mogą mu się oprzeć. Tylko nie wiedzą, że wewnątrz jest pusto. Prawie pusto. Jestem tylko ja. Sama obok siebie. Znowu. Oszukany świat wysokiej szczupłej dziewczynki. Szafa pełna fioletowo brązowo różowych ubrań. „Śliwka w czekoladzie” jak  radzą styliści. Wszyscy patrzą. Widzą. Myślą, że wiedzą jak to jest. Tak naprawdę nie mają o tym pojęcia.

 

Stoję na przystanku. Sama nie wiem już jak długo im się przyglądam. Para. Dziewczyna jasna, farbowana blondynka z gigantycznym odrostem. Niebieski makijaż, ciuchy nieokreślone. On wysoki chudy i łysy. Cała twarz w trądziku. Obejmują się. Po prostu promieniują miłością. Bezczelnie, na moich oczach. I chyba nawet zauważyli jak się im przyglądam. Beznamiętnie odwracam wzrok ze łzami w oczach. I w tej chwili mogę oddać im wszystko. Wszystkie wysrane trendy tej jesieni, całą szafę. Brylantowe kolczyki. Mogę ją umówić do swojego fryzjera bez kolejki. Mogę się zamienić. Chcę ten odrost i te masakryczne ciuchy, chcę tego. A w zamian, żeby ktoś tak po prostu... tak po prostu, bez żadnego podtekstu. Bez pustych słów był ze mną. Żebym miała tą pierdoloną świadomość, że nie jesteś ze mną tylko dlatego, że mam albo wyglądam. Mogę nie mieć nic. A tak naprawdę będę miała wszystko. Ciebie. Ale ja nie mam szans na to.

Nie ma nic.

Nie ma mnie.

Niby cudownie ale wcale nie jest dobrze w moim śnie...

n@ncy : :
lis 05 2004 bądź a klęknę.
Komentarze: 3

idę prosto przed siebie długim korytarzem w stronę wyjścia, coraz szybciej i szybciej...biegnę. Nagle czuję jak na moim ramieniu zaciska się zimna, koścista dłoń. Nie mam odwagi się odwrócić, ale silny ból mnie mobilizuje. Widzę przed sobą plastikową twarz wykrzywioną w histerycznym grymasie, w oczach ma obłęd, cierpienie, które zdaje się krzyczeć w moją stronę. Z ust wydobywają się ciche słowa..."proszę pomóż" - szepcze. "pomóż" - coraz głośniej. "POMÓŻ MI!!!" - krzyczy rozrywając ciszę, która od lat zalega wokół mnie. Bezmyślna istota. Wyrywam się z jego uścisku i biegnę przed siebie. Szybko, bardzo szybko. Słyszę za plecami jego słowa "pomóż", coraz ciszej i  ciszej. I nagle nie wiedząc dlaczego odwracam się i patrze na niego, długo. Czekam aż przerwie, aż powie "dosyć". Aż zwicięży. Patrzę jak jego łza toczy się po policzku. Wracam, najpierw powoli, potem coraz szybciej, biegnę. Jego sylwetka staje się coraz wyraźniejsza, jestem już blisko. Ale w tym momencie on upada. Dobiegam do niego, ale jest już za późno

...nie ma wyjścia...

n@ncy : :
lis 04 2004 mnie nie ma w tym szeregu.
Komentarze: 2

zwykłe pierdolenie, na każdym kroku. i nie będę pisać następnego tekstu i dawac siebie innym. Wielkie Słowa. nie tym razem. nic.

i nawet jak wchodzę na własną pocztę to włancza mi sie wielka reklama heyah i nie chce sie wyłączyc i czego bym nie zrobiła ona i tak będzie mnie ścigac. toksyczne słowa spływają z monitora a płaska twarz znowu szczerzy zęby.

koniec z tym.

jutro uciekam na plażę. na piasku narysuję sobie wielki plan gospodarczy. i byle do przodu. grzecznie mówimy dobranoc Wielkiemu Bratu. piekielny sen, otwieram oczy i zamiast plaży znowu miasto.

powoli gubię siebie w tym wszystkim. zryta marionetka. tylko kto do cholery pociąga za te sznurki???
nadmiar ukrywanych emocji powoli mnie rozpieszcza. zero predyspozycji fizycznych, psychicznych jeszcze mniej. jednym słowem - zróbmy sobie rebelię.

n@ncy : :