Archiwum 21 stycznia 2005


sty 21 2005 tkwię w swojej rzeczywistości, tak do samego...
Komentarze: 4

Jestem wykończona do granic możliwości...

Jestem. Leżę na łóżku, komputer zjeżdża mi z brzucha. Przed chwilą rzucone kolczyki toczą się po podłodze i upadają z głuchym stuknięciem. Powoli łyk po łyku piję wodę mineralną. Prosto z butelki. Nie powinnam. W głośnikach Ona. Na maksa.

 

...to co masz to suchej ziemi garść...

Łzy same spływają mi po policzkach. Bez powodu. Złośliwe. Z premedytacją zmywają mój perfekcyjny makijaż, jeszcze z sesji. On pamięta tą nerwową atmosferę dzisiejszego „warszaFskiego” poranka. Pamięta te słowa te krzyki. A teraz..? .teraz w zaciszu domowym rozmazuję go suchą dłonią. Tworzy się coś niepowtarzalnego  toner, puder, korektor. Wszystko to łączy się w jakąś nieokreśloną łzawą masę.

 

...nienawidzę, gdy próbujesz żyć jak ja...

Nie mogę. W żaden sposób nie mogę sobie nawet pomóc. I jeszcze ten wciąż dzwoniący telefon. Wyłączam. Nie liczcie na to, że gdziekolwiek kiedykolwiek z wami  pójdę. Jestem dla nikogo. tylko dla siebie. W swoim piekle.

 

...teraz nauczyłam się szanować swoją samotność i gdy dzwonisz to wiem, nie usłyszę nic...

Kiedyś naiwnie myślałam, że moja praca pozwoli mi w naturalny sposób zgodnie ze swoimi wartościami mniej lub bardziej spektakularnie zaistnieć. Nic bardziej mylnego. I jeszcze oczywiście powinnam wszystkich całować po rękach, że dany mi był ten zaszczyt. „Zaistnienia”.

 

...walcz o swój dzień...

Dzisiaj pewien chłopiec(!) w samolocie powiedział mi, że wyglądam na melancholijną, delikatną arystokratkę, taką o której każdy marzy. Gdyby nie to, że ów chłopiec miał na sobie spodnie CK i koszulkę Armaniego pewnie pomyślałabym, że mówi prawdę...

 

n@ncy : :