2002_05_27 (Poniedzialek)
Znowu caly świat jest przeciwko mnie i jak tu nie mieć dola? Najbardziej to mi dzisiaj dopalili moi "przyjaciele". Wszystko zaczelo się od kretyńskiej kartkówki z geografi. Cnotka (nauczycielka od gegry) podzielila klasę na dwie grupy I i II. Ja bylam w grupie I, obok mnie siedziala A. w grupie II a obok niej K. w grupie I. Wszystko bylo by OK gdyby nie to, że w pewnej chwili A. do mnie mówi, żebym jej pokazala zadanie 1 dla K. No i jest OK. A. mówi, że K. ma to wszystko co ja no i nadal jest OK. Gdy kończyl się czas K. się do mnie obraca i pyta co mam w zadaniu 1. Ja jej mówię, że to co ona bo tak powiedziala A. Po kretyńskiej kartkówce K. otwiera ksziążkę i się mnie pyta czy napisalam jeden potpunkt. Ja jej mówię, że tak. To ona do mnie z wyrzutem czemu jej go nie podpowiedzialam? A niby skąd mam wiedzieć, że ona go nie miala? A tylko widziala jej kartkę. No i możecie się domyślić, że zaraz zaczely się pretensje. Reszta lekcji przebiegla w ogólnej, napiętej atmosferze. Gdy wrócilam zdolowana do domu, zaczelam szukać pocieszenia na czacie dawsons creek, a tam dzisiaj same lewary z Afganistanu! Póżniej napisalam do kolegi na gg, pogadaliśmy pięć minut (powiedzial że mam się nie przejmować!?), po czym stwierdzil, że zaraz musi iść na Angielski i poszedl sobie do diabla. Ze lzami w oczach próbowalam zlapać ostatnią deskę ratunku, czyli mojego blogusia, a tu komunikat, że serwis nie jest dostępny! No nic, tylko stwierdzilam, że life is brutal...