Komentarze: 4
moi starzy się rozwodzą. dzisaj się dowiedziałam.
i jakoś dziwnie jest mi to obojętne.
znieczulica. bo może właśnie tak będzie lepiej.
z resztą nie ma wstrząsającego finału 'coś' co od kilku lat już nie istnieje.
moi starzy się rozwodzą. dzisaj się dowiedziałam.
i jakoś dziwnie jest mi to obojętne.
znieczulica. bo może właśnie tak będzie lepiej.
z resztą nie ma wstrząsającego finału 'coś' co od kilku lat już nie istnieje.
aliencja – to słowo, klucz do znalezienia się w postmodernistycznej rzeczywistości. Dotyka każdego z osobna i wszystkich nawzajem. Zamyka nas w pułapce absurdu. Ciągłych niedomówień podsycanych wydumanymi spostrzeżeniami silącymi się na oryginalność. Z każdej strony wypełzająca kwintesencja egzystencjonalnej nędzy. Słowotwórstwo. Zabawa wyrazami, może nawet całymi zdaniami. Nieudana próba przekazania własnej myśli. Widmo mety na starcie nie daje nadziei na powodzenie. Im doskonalsza jest refleksja tym bardziej niemożliwa okazuje się zemsta otoczenia.
Usilnie dążę do perfekcji, pokonania siebie, pokonania absurdu. Pokonania idei formującej się masy, konsumpcjonizmu. Otaczający mnie hermetycznie szczelny światopogląd, który coraz szybciej awansuje do rangi uniwersalnej moralności zamyka mi okno na wszelką alternatywność.
Indywiduum. To cel. Unikam umrzeć płytko. Chcę siebie.
Rezygnacja, obojętność, zagubienie na twarzy, grymas porażki, ciągłego zniechęcenia. Tolerujemy siebie przez grzeczność. Wielki sztuczny uśmiech wklejony w nasze CV.
To jest właśnie nasza choroba.
Nasze piekło.
Tworzymy je sami.
Świadomie.
Wszystko jest dobrze. Po prostu układa się prawie idealnie. Każdy element jest dokładnie dopracowany i pasuje do innych. Pozornie nic nie przeszkadza, wszystko jest tak jak być powinno.
Ale czegoś mi brakuje. Czegoś co miałam dawno temu, bardzo dawno... Pamiętam to jeszcze. Za wszelką cenę chciałam się zmienić. Udało się, ale zapłaciłam za to wysoką cenę. Za wysoką. Wśród schematów codziennego dnia brakuje mi niezwykłości. Tej wybuchowej adrenaliny, która towarzyszyła każdej akcji, każdemu dniu. Żyłam na kreskę i to mnie cieszyło. Z dnia na dzień, tak po prostu.
A teraz? wszystko poukładane, z góry zaplanowane i to nie przeze mnie tylko przez innych.
Bo im się poddałam.
Bo pozwoliłam im na kierowanie moim życiem. Marzeniami. Przyszłością.
Dlatego, że tak było łatwiej. Chwila słabości, czarna dziura, a gdy się otrząsnęłam dookoła mojej rzeczywistości wyrosły kraty i z każdym dniem stają się coraz grubsze. Już nawet słońce ledwo przez nie dociera do mojego świata. Nic, tylko cisza, obca, wyobcowana.
Piękne, idealne, poukładane, BEZBARWNE życie.
Nie tylko ja. Oni też.
Otwieramy usta, ale żaden dźwięk się z nich nie wydobywa. Nasze twarze wykrzywiają się w sztucznym uśmiechu i nie wiadomo czemu zaczynamy się śmiać. Histerycznie. Bez przerwy się śmiejemy, głuchym śmiechem, okropnym. Świadomie zagłuszamy wszystkie odgłosy, czyjeś wołanie o pomoc, czyjeś ostatnie słowa...całe życie sobie zagłuszamy.
nowy POWER u mnie zagościł. znowu czuję się jakby ponad wszystkim. ponad sobą. wolna od wydumanych problemów. i całkiem nie na spidzie. jest bosko. jestem boska. jestem, mogę wszystko. życie jednak jest piękne!! przecież to zależy tylko odemnie. wszystko na serio. jeden uśmiech, tak niewiele. i już jestem człowiekiem:) bez reklamy. słowo za słowem.
Pieniądze to potwór dla nieświadomych kosztów.
Jestem i mam. Jednak da się to pogodzić. Cel to być sobą i nie zostać z niczym. Jednym słowem:
Żyć, nie umierać.
:)uśmiech za uśmiech i do przodu.
Już cię nie chcę. Nie czytam, nie odzywam się. Nie piszę. Idź sobie. Mamy tylko jedno życie. Brakuje czasu na twoje blade słowa. Na szklane obrazy, tak delikatne, że tłuką się pod naciskiem szybszego oddechu. Rano szum. Później opuszczona plaża gdy zapada zmierzch. Śniadanie do łóżka. I kolejna dawka słów. Jak ja lubiłam cię słuchać. Tylko tyle. Dzień po dniu coraz bardziej nienawidziłam twojej czarnej pościeli. A teraz nawet nie powiem, że zadałeś mi ból. Nie obwiniam. Nie dam ci tej satysfakcji. Nigdy nie daję satysfakcji swoim wrogom. Taka twoja osobista paranoJA. Metroseksualny twór pańskiej wyobraźni.
Jesteś beznadziejny, wiesz?
Chcę być sama.