Komentarze: 5
Szaro. I tak jakoś... smutno? Może... Siedzę. Przede mną porozkładane książki. Powinnam się uczyć. W dłoniach kubek ciepłej kawy. Dookoła pełno pięknych przedmiotów, które z takim pietyzmem gromadziłam wokół siebie. Pełno ludzi. Wyselekcjonowanych. Zadaje się tylko z tym z kim chcę. Ale nie z kimkolwiek. Bo wszyscy są gdzieś. Mogą mi pomóc. Mówię Nie. Jestem na Nie. A Ty...?
Tak? Error. Brak opcji ‘Tak’.
Przykro mi. Nie przechodzisz do kolejnego etapu. Wspominałem już? Jestem na Nie. Za mało się starałaś skarbie. Za szybko dorosłaś żeby uleczyć się z niewinności. Możesz być z siebie dumna. Nie sprzedałaś duszy diabłu. Nie ty. Ale teraz poczuj co to samotność księżniczko.
Są chwile gdy wolałabym martwym widzieć Cię.
Sama obok siebie jestem znowu Tu. W jakimś cholernym zmyślonym świecie utopionym w kubku wcale nie słodkiej kawy.
To takie dziwne. Pustynia uczuciowa. Nawet nie myślę o tym, że można czuć więcej. Skupiam się tylko na sobie. Tak bardzo na sobie. Zmieniam się. Poważnieje. Nic nie biorę. Nawet nie muszę. Chyba już się do tego wszystkiego przyzwyczaiłam. Coraz więcej mam. Coraz dalej idę. I tak już będzie zawsze. Dalej pozuję. Zawsze to robiłam. Tylko teraz inaczej. Bo naturalność to bardzo trudna poza. Dobrze się czuję. I o to chyba chodzi. Tylko jestem przemęczona pracą. A fotki są coraz lepsze i uśmiech jakby coraz bardziej mój.
I nikt nie powie mi, że lepiej mogło być.
Unikam. Po prostu rzygam na świat, w którym ludzie robiąc byle co wmawiają sobie, że właśnie uczestniczą w budowaniu nowej, wspaniałej rzeczywistości i powinni wszystkich całować po tyłkach, że dany im był ten zaszczyt.
Nie chcę. Umrzeć płytko. Emocjonalno-myślowa pustynia intelektualna. Nie mamy w rękach żadnej wolności. Żadnej. Mylimy się bardzo. Na każdym kroku palimy setki bzdur a marzenia spisujemy na kartce. Co by ich nie zapomnieć. Plastikowe, ta? I może jeszcze ktoś mi się dziwi, że robię tak, a nie inaczej. Zarabiam. Mówisz, że co? Że sprzedałam się konsumpcji? A tak. Właśnie tak. Ale nie brzydzę się. Wtedy każdy by się musiał siebie brzydzić. Bo tak samo jak ja, tak ty, tak oni wszyscy... Wbijam w takie ideały.
To banał. Jednak sama w nim prawda. Przyznasz. To MY. To pokolenie dzieci Pierwszych Polskich Kapitalistów. Dla nas ta błyszcząca powierzchnia. Bo tylko ona się liczy. Nowy REBEL.
Ja przecież żyję obok was. W kolorowym pudełku przewiązanym aksamitną czerwoną wstążką z napisem „sukces”. To naprawdę niepowtarzalne opakowanie. Urzekające. Ludzie nie mogą mu się oprzeć. Tylko nie wiedzą, że wewnątrz jest pusto. Prawie pusto. Jestem tylko ja. Sama obok siebie. Znowu. Oszukany świat wysokiej szczupłej dziewczynki. Szafa pełna fioletowo brązowo różowych ubrań. „Śliwka w czekoladzie” jak radzą styliści. Wszyscy patrzą. Widzą. Myślą, że wiedzą jak to jest. Tak naprawdę nie mają o tym pojęcia.
Stoję na przystanku. Sama nie wiem już jak długo im się przyglądam. Para. Dziewczyna jasna, farbowana blondynka z gigantycznym odrostem. Niebieski makijaż, ciuchy nieokreślone. On wysoki chudy i łysy. Cała twarz w trądziku. Obejmują się. Po prostu promieniują miłością. Bezczelnie, na moich oczach. I chyba nawet zauważyli jak się im przyglądam. Beznamiętnie odwracam wzrok ze łzami w oczach. I w tej chwili mogę oddać im wszystko. Wszystkie wysrane trendy tej jesieni, całą szafę. Brylantowe kolczyki. Mogę ją umówić do swojego fryzjera bez kolejki. Mogę się zamienić. Chcę ten odrost i te masakryczne ciuchy, chcę tego. A w zamian, żeby ktoś tak po prostu... tak po prostu, bez żadnego podtekstu. Bez pustych słów był ze mną. Żebym miała tą pierdoloną świadomość, że nie jesteś ze mną tylko dlatego, że mam albo wyglądam. Mogę nie mieć nic. A tak naprawdę będę miała wszystko. Ciebie. Ale ja nie mam szans na to.
Nie ma nic.
Nie ma mnie.
Niby cudownie ale wcale nie jest dobrze w moim śnie...