Komentarze: 0
już teraz,
nie boję się...
chyba chcę czuć to wszstko mocniej
!!!
już teraz,
nie boję się...
chyba chcę czuć to wszstko mocniej
!!!
Całe dnie mijają mi na analizowaniu... tego co jest, tego co może być. Im więcej o tym myślę tym bardziej nieprawdopodobna wydaje mi się ta sytuacja. Boję się każdego kolejnego spotkania. Wiem, że wszystkie następne rozmowy zbliżają nas do nieuchronnego końca. Tylko, że jest coraz lepiej więc jak mam z tym przestać? Dobrze jest razem, gorzej gdy jestem sama i dochodzi do mnie to co się dzieje. Jest cudownie, ale ja nie chcę tych wszystkich ludzi, którzy nas otaczają. Tego całego syfu. Miejskiej warszafki, zazdrosnych spojrzeń i drogich drinków. To dopiero początek a ja już mam dość. Tylko nie umiem przestać. Chce ale nie mogę. Sama siebie nie rozumiem. Wiem, że nic nie zmienię, bo gdy kolejny raz on mnie złapię za rękę wszystkie obawy znikną. I dalej brnę w to bagno. Jak kukiełka...
tylko kto trzyma te cholerne sznurki???
Czy jest sens w ograniczaniu się tylko do teorii poznania. Przecież nic z góry nie jest spisane na straty. A jednak... nie wierze więcej w ludzkość. Chociaż on jest najlepszym dowodem na to, że nie wszystkie wartości jeszcze zanikły. Niesamowicie inteligentny, błyskotliwy, przystojny. Ideał? Tak ideał, kurwa. To nic nie znaczy, a jednak... można całe życie szukać i nie znaleźć kogoś takiego. A jak już się przypadkiem znajdzie to łatwo minąć się z nim w codzienności. Czy jeśli teraz nie wykorzystam szansy to już nigdy jej nie dostanę? Przecież można tylko się uśmiechać. Pokazywać, pozorować, udawać. Bo liczy się to co widać. Łatwo jest wierzyć w słowa, trudniej w uczucia. Można mówić wiele, ale do miłości zmusić siebie samej się nie da. Już postanowiłam. Nic wbrew sobie. Ale to tylko pozory. Pozory bo ja już nie potrafię mu powiedzieć, że nie chcę się więcej spotykać. Nie potrafię bo naprawdę chcę jego szczęścia...
Po co mieć zasady. Swoje. Własne. Jeśli i tak nie potrafimy ich przestrzegać. Z zasady. Nie ufam nikomu. Kocham tylko tych co na to zasłużyli. Czemu tak często o tym zapominam? Nie wiem dlaczego tak łatwo poddaje się magii poznania.
Ja – zawsze zimna, powściągliwa, nieosiągalna. Z wielką dokładności budowałam swój wyśniony wizerunek. Marzenie milionów. Czy jest jakiś sens w poświęceniu tego wszystkiego dla kogoś? Jeśli jest, jakikolwiek, najmniejszy, to nie żałuje. Może powiem kiedyś, że było warto. Tylko brakuje mi tej pewności. Pewności w stąpaniu po chodniku. Pewności w uczuciach.
Chyba powoli wychodzę z siebie. Dzięki niemu? Może... może nawet jestem wdzięczna, może tylko powinnam być. Nagle chyba wiem. Wiem jak mam żyć. Ale teraz to nic nie znaczy...
Po co ludzie są przy nas???
To dziwny stan. Obawa pomieszana z uczuciem ciągłego ssania w żołądku. Boję się że to tylko sen. Że jutro się obudzę już inna. Już bez tej nowej, dotąd nie znanej siły. Bez wiary.
To chyba przypadłość ludzi niepewnych siebie. Gdy coś mi się udaję nie potrafię się tym nacieszyć bo tak bardzo się boję że to stracę. Nie wierze do końca w jego uczucia. Bo to takie niejasne. Może to tylko kaprys bogatego chłopczyka. Może to właśnie ja jestem tym kaprysem. Może chwilowo ma dosyć ludzi ze swoich elit, albo tak mu się wydaje. Nie chcę się angażować żeby potem nie znaleźć się na glebie. To niebezpieczne, a jednak pociągające. Ryzyko upadku jest większe jeśli wzniosę się naprawdę na wyżyny. Czy warto? Mogę mieć wszystko...wystarczy zaryzykować, dać siebie światu, dać siebie komuś kto teraz tak bardzo tego potrzebuje...Tylko to uczucie gdy zawodzi człowiek, to dotąd nieznane uczucie którego słonego smaku tak bardzo się boję. On się nie wycofa, nie mam na co liczyć. Tylko co zrobię ja???
Można mieć WSZYSTKO a jednocześnie NIC...